niedziela, 27 stycznia 2013

31.♥


- Gotowa? – spytał w moją stronę z uroczym uśmiechem.
- Gotowa na co? – odrzekłam ze zdziwieniem.
- Chcę spełnić moją starą obietnicę. – dodał.
- A konkretniej? – spytałam ponownie, uśmiechając na widok jego uroczej twarzy.
- Obiecałem ci dalsze zwiedzanie Londynu, czyż nie? – powiedział podając mi dłoń.
- Ale teraz? – spytałam z zakłopotaniem.
- Tak, mi nie odmówisz. – dodał splatając nasze palce.
- Znasz moją słabość do ciebie. – odrzekłam przytulają się do niego. Jego ciepłe usta złożyły delikatny pocałunek na moim czole. Zarzuciłam na siebie lekką, brązową kurtkę. Oparta o ścianę czekałam, aż Harry wybłaga kluczyki od samochodu od Destiny. Ich śmiechy było słychać nawet na korytarzu. W końcu pojawił się brzęcząc nimi i obracając na kółku wokół palców.
- Jedziemy. – powiedział entuzjastycznie chwytając moją dłoń.
- Udało ci się pożyczyć od Destiny jej kochanego przyjaciela, jak?
- Wiesz, ma się ten urok osobisty. Nikt mi się nie oprze. – powiedział dumnie otwierając drzwi od samochodu. Zaśmiałam się i oparłam głowę o oparcie siedzenia, wyczekując, aż loczek zajmie miejsce kierowcy. Spotkałam się z jego boskim uśmiechem. Obdarowując go szybkim całusem zapięłam pasy.
- Więc gdzie jedziemy? – spytałam z uśmiechem obserwując znaną mi już okolicę.
-  Zobaczysz. – odrzekł ze swoim boskim uśmiechem. Dalej jechaliśmy w ciszy zagłuszanej jedynie muzyką sączącą się z radia. Czarne taksówki, czerwone autobusy i czerwone butki telefoniczne dodawały uroku Londynowi. Były to jego symbole, bez których nie było by tego „londyńskiego” charakteru. Zbliżaliśmy się do centrum Londynu, gdzie nie obyło się bez tłumu ludzi. Muzyka ucichła, a ja zorientowałam się, że samochód zajął miejsce na pobliskim parkingu. Skierowałam wzrok na Harry’ego, który nie przestawał się uśmiechać.
- Idziemy? – spytałam nie czekając na odpowiedź loczka, otwierając drzwi. Poczułam jego ciepłą dłoń łączącą się z moją. Założył swoje czarne okulary i obdarował jednym z jego najpiękniejszych uśmiechów. Moim oczom ukazał się w całej okazałości słynny Big Ben. Zachwycona podziwiałam każdy szczegół budowli. Zegar wydał swój charakterystyczny gong wyznaczają godzinę trzecią. Oczywiście nie obeszłoby się bez sąsiadującego obok cudownego zegara, budynku parlamentu. Uśmiechnięci ludzie przechodzili obok nas, robili zdjęcia i podziwiali cudowność miasta. Rozradowana ujęłam w obiektyw mojego telefonu budynki, upamiętniając je w telefonie. Jednak przed dalszym zwiedzaniem zapragnęłam kolejnego zdjęcia, lecz tym razem wspaniałe chwile uwiecznione miały być z wspaniałą osobą, na co przystaną z szerokim uśmiechem. Ukazując kochane przez wszystkich dołeczki. Po drugiej stronie ulicy znajdowała się katedra z dużą rozetą i pięknie zdobionymi wejściami. Loczek w formie mojego przewodnika zaszczycał mnie wiadomościami. Powoli zbliżaliśmy się do płynącej nieopodal, rozległej Tamizy. Na jej powierzchni unosiły się małe, białe łódeczki. Harry pociągnął mnie w stronę brzegi.
- Co robisz? – spytałam rozbawiona, gdy zaczął rozglądać się na wszystkie strony, wymachując przy okazji swoimi bujnymi lokami.
- Zaraz zobaczysz. – odparł ujmując ponownie moją dłoń i kierując się w boczną stronę. Już po chwili znaleźliśmy się obok jednej z cumujących na brzegiem łódek. Po rozmowie ze starszym już właścicielem, wspięliśmy się na pokład łodzi, która delikatnie się kołysała. Usiadłam na przodzie i rozkoszowałam się wiatrem, który delikatnie powiewał. Po chwili dołączył do mnie Harry, obejmując mnie ramieniem. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Śmiejąc się odkrywaliśmy nowe kształty chmur na niebie, dłonią delikatnie sunęłam po powierzchni wody, zupełnie jak wczoraj nad jeziorem. Słońce wyłoniło się z poza obłoków, delikatnie rozświetlając rzekę oraz miasto. Powoli dopłynęliśmy z powrotem do brzegu. Jednak jak by się mogło zdawać, to nie koniec wrażeń. Wróciliśmy na aleję prowadzącą do kolejnych atrakcji. Następnym punktem naszej wycieczki był Buckingham Palace. Podziwiałam widoki zza szyby samochodu, jadąc po specjalnej drodze prowadzącej do tego obiektu. Przed nim rozpościerała się duża fontanna przykuwająca uwagę. Z radością pośpieszyłam w stronę tej cudownej budowli. Przed bramą wejściową pałacu stali oczywiście specjalni strażnicy w swoich mundurach. Ich widok wywołał u mnie szeroki uśmiech. Od zawsze chciałam zobaczyć wartowników na żywo. Po dołączeniu do mnie Harry’ego weszliśmy do środka. Jednak czas w takich sytuacjach nie dłuży się, wręcz przeciwnie. Gdy przekroczyliśmy próg drzwi wyjściowych, na zewnątrz zrobiło się już ciemniej, jednak lampy dawały oświetlającą poświatę. Wesoła wraz z loczkiem powróciłam do jego czarnego samochodu. Z uśmiechem przeglądałam wszystkie zdjęcia siedząc już w ciepłym siedzeniu. Każde zdjęcie zrobione wraz z Harrym było wspaniałe na swój sposób. W końcu podniosłam wzrok, który utkwił na oświetlonym „oku Londynu”, do którego powoli się zbliżaliśmy.
- Przecież już tu byliśmy. – odrzekłam z lekką ciekawością.
- Ale nie wieczorem. – oznajmił otwierają mi drzwi. Bez zbędnych pytań, posłusznie wysiadłam i udałam się za nim. Pomimo sierpnia, dokładniej prawie juz początku września, w wieczornej porze zrobiło się chłodno. Dzięki ciepłej kurtce, chłód nie był wyczuwalny, ale zawsze znajdzie się przyczyna do przytulenia. Mocno objęłam go w pasie, na co ukazał szereg ząbków i dołeczki. Ruszyliśmy po znanej mi już drodze. Ciekawiło mnie dlaczego znowu jesteśmy tutaj, jednak to miejsce było tak fascynujące, że ciekawość szybko przekształciła się w podziw. Ponownie jak kilka tygodni temu weszliśmy to szklanej kopuły, która po chwili ruszyła, unosząc się do góry. Jednak tym razem widok był inny. Cała widoczna panorama londyńskiego miasta była oświetlona, jakby pokryta łańcuchem złotych lampek. Wysokie wieżowce, parki, aleje, wszystko świeciło swoim blaskiem. Stałam wpatrzona w piękny widok trzymając dłoń na wypukłej szybie. Pochłonięta obserwowałam każdy skrawek pięknego obrazu. Widok powoli oddalał się, co stanowiło, że już za chwilę ponownie zagoszczę na ziemi. Obróciłam się do stojącego obok mnie lokowatego i mocno się w niego wtuliłam. Po skończeniu jakże „nieziemskiej” przejażdżki razem przytaknęliśmy na wspólną kolację. Spacerując po oświetlonej uliczce prowadzącej do małej zacisznej restauracji, starałam się wyobrazić swój jutrzejszy dzień, jednak Harry oddalił go otwierając mi drzwi do przytulnego pomieszczenia.
- To co sobie życzysz? – spytał z uśmiechem, gdy już siedzieliśmy wygodnie przy jednym ze stolików.   - Sok pomarańczowy i sałatkę. – odrzekłam wpatrując swój wzrok z zadziwieniem w okno, za którym wesoło paradował komik w przebraniu niedźwiadka. Na mojej twarzy malował się uśmiech, obserwując jak zabawia się z małymi dziećmi wokół niego. Po paru minutach moje jedzonko było już postawione przede mną. Niezwłocznie poddałam konsumpcji mój posiłek.
- Smacznego. – usłyszałam głos loczka, który wygodnie siedział oparty ramionami o oparcie krzesła, czekając na swoje danie i przyglądając mi się z uśmiechem. Uniosłam kąciki ust do góry w podzięce, dalej skupiając się na sałatce. Po opróżnieniu talerza i zapełnieniu mojego żołądka powoli opróżniałam wysoką szklankę z sokiem, uważnie przyglądając się mojemu jedzącemu towarzyszowi.
Wyszliśmy z restauracji udając się przed siebie do zlokalizowanego nieopodal samochodu, dzielącego nas od siebie kilkunastoma minutami drogi. Po niecałej godzinie znaleźliśmy się obok mojego domu, w którym świeciły się światła.
- Dziękuję. – powiedziałam, gdy ucichł dźwięk silnika i muzyki. Obróciłam się całym ciałem w jego stronę, z uśmiechem go obserwując. – Dziękuje za to że jesteś, za te wszystkie rzeczy, wspomnienia, miejsca i chwile, za to, że dałeś mi tyle powodów by tu być i zostać, że wspierasz mnie, że potrafisz sprawdzić, że uśmiecham się tak po prostu, za każdy gest którym mnie uszczęśliwiasz, że zamiast się bawić i korzystać z życia, ty siedzisz tu teraz ze mną i słuchasz jak mówię. Tak wiele nas różni lecz wiele też łączy. Choć bez siebie można żyć, ja czuje, że bez ciebie byłoby ono zbyt trudne. – przerwałam by nabrać wdech i kontynuować monolog, lecz gdy tylko moje usta przestały wydobywać dźwięk, jego usta z delikatnością a zarazem zachłannością złączyły się w jedność z moimi.- I że zawsze potrafisz mi przerwać w tak uroczy sposób. – dodałam, z lekką niechęcią odłączając się od niego.
- Dla ciebie wszystko. – odrzekł ponawiając gest, tym razem dużo dłuższy. Z zewnątrz dobiegły mnie śmiechy, co było oznaką, że reszta gromadki wyeksmitowała się z naszego domku. Kończąc pocałunek uśmiechnęłam się. Wychodząc z samochodu napotkałam się na przytulańce od każdego z chłopaków. Destiny z ogromnym uśmiechem i natarczywością prowadziła konwersację z Louim, wpatrując się w niego jak w obrazek. Po długim pożegnaniu, „boska piątka” jak kocham ich nazywać, ociężale wpakowała się do busa, którym zawitaliśmy w południe. Otrzymałam kolejnego czułego buziaka od mojego Harry’ego i zniknął we wnętrzu autokaru. Wraz z siostrą machałyśmy im, patrząc jak znikają tuż za zakrętem. Tracąc ich z oczu, udałam się w kierunku drzwi wejściowych. Weszłam do środka, rzucając kurtkę, która zahaczyła się na specjalnym uchwycie i weszłam do kuchni. Wyjęłam dwa kubki, opakowanie gorącej czekolady i  nastawiłam wodę w czajniku. Po mnie weszła Destiny, która z lekkim uśmiechem przyglądała się mojej postaci.
- I jak było? – spytała siedząc oparta łokciami na blacie, wpatrując we mnie swoje czekoladowe tęczówki.
- Świetnie, widziałam więcej niż chciałam – zaśmiałam się wyjmując z szuflady dwie, metalowe łyżeczki. – Nie przypuszczałam, że Londyn może mnie tak zauroczyć, ale jednak mu się udało. – wypełniłam kubki wodą, wsypując wcześniej odpowiednią ilość ciemnobrązowej czekolady. – Ale teraz nie pora rozmawiać o mnie tylko o tobie. – zaakcentowałam ostatni wyraz spoglądając na siostrę, która ze zdziwionym wyrazem twarzy patrzyła na mnie. – Oj nie udawaj, przecież znam cię nie od dziś. To do mnie czy ciebie?  - spytałam podając jej jeden z kubków. Lekko się uśmiechnęła kiwając głową na lokalizacje w jej pokoju i ostrożnie aby nie wylać gorącego napoju udałam się za Destiny na górę. Na wzór siostry usiadłam na jej łóżku krzyżując nogi i robiąc drobne łyczki czekolady, przyglądając się jej. Wyglądała bardzo uroczo. Biały, trochę przydługawy sweter zakrywający lekko widoczne jeansowe szorty, jedną ręką wprawiała w ruch końcówki jej brązowych włosów, drugą trzymając porcelanowy kubek unikała mojego spojrzenia ilustrując swoim ściany, oświetlone lampkami.
- No powiesz mi czy będę musiała to sama wyciągnąć? – spytałam napotykając jej wzrok. Uśmiechnęła się lekko, uroczo wzdychając, jej oczy nabrały jasnego blasku. Przygryzła wargę i palcami bawiła się kubkiem. W końcu ponownie podniosła na mnie wzrok, biorąc łyk napoju odłożyła go na szafkę obok, powracając do siedzącej pozycji.
- Skoro nie chcesz to sama do tego dojdę. – oznajmiłam, analizując ostatnie sytuacje. Przez myśli przechodziło mi dziesiątki możliwych propozycji, jednak ta jedna zawsze zdawała się być prawidłową, a nazywała się Louis.
- Louis. – szepnęłam, na co Destiny od razu spojrzała na mnie, oblewając się rumieńcem i ponownie ukrywając wzrok. – Wiedziałam. – pisnęłam radośnie, klaszcząc w dłonie jak małe dziecko. – Przecież zawsze macie jakiś temat, śmieje cie z tego samego, razem gadacie jak najęci i patrzycie na siebie w taki słodki sposób. – mówiłam dalej, wymieniając na palcach i robiąc aww w uroczych sytuacjach. – A najlepsze jest to, ze żadne z was się nie przyzna. – oznajmiłam, przykładają kubek do ust. – I jeszcze jak się do niego ślinisz. I jak teraz na zewnątrz się tak w niego wpatrzyłaś, słuchając z ogromną uwagą co mówi. – mówiłam na jednym wdechu z dużym uśmiechem na twarzy.
- No dobra, pocałował mnie ! zadowolona? – w końcu się odezwała, a raczej wykrzyknęła, opadając na powierzchnie łóżka, zakrywając dłońmi twarz. Zatkało mnie. Spodziewałam się wielu rzeczy, może nawet chwilowo przeszła mi po głowie ta myśl, ale szybko poszła w niepamięć ustępując innym.
- Naprawdę? – wykrzyknęłam ciesząc się jak głupia, choć to nie ja tu miałam głównie powody do radości z tej wiadomości.
- Był krótki, chwilowy, spowodowany atmosferą, skąd mam wiedzieć, że znaczył dla niego coś więcej? -  spytała, podnosząc się do pozycji siedzącej. – Skąd mam wiedzieć czy w ogóle coś dla niego znaczył? – ponownie spytała bezradna. Zrobiło mi się jej żal i mocno ją przytuliłam.
- Nie martw się, żaden facet nie całuje bez powodu, a w szczególności nie Louis, zaufaj mi. – powiedziałam, uśmiechają się do niej.
- Oj mała. – zaśmiała się – Wiesz, że Cie Uwielbiam ? – uśmiechnęła się, na co moje siostrzane serce się radowało.
- Powiedz mi to jutro rano, jak będziesz chciała mnie obudzić. – oznajmiłam, po chwili śmiejąc się wraz z nią.
- Najlepsza pora by już spać. No do łóżka. – powiedziała z powagą, co wyszło jej dość komicznie i nie mogło się obyć bez ponownego śmiechu. – Śpisz ze mną ? – zapytała, wyciągając swoją bielutką torbę i pakując do niej rzeczy.
- Jasne. – uśmiechnęłam się.
- Dopóki wielebny pan Louis „seksowny tyłek” nie zdecyduje się zając tego oto miejsca – wskazała dłonią na jedną połowę łóżka. – tylko ty możesz go używać. – dodała z uroczym uśmiechem.
- Jestem zaszczycona. – odparłam z ogromnym bananem na twarzy. Szybko wskoczyłam w ciuchy Destiny i przykryłam się kołdrą. Usiadła obok mnie, nastawiając budzik. – Zobaczysz, jeszcze będziecie razem. – rzekłam posyłając jej uśmiech, co odwzajemniła.
- Dobranoc. – usłyszałam jej cichy głos, gdy moje powieki zasłoniły mi pole widzenia.
_____________________________________________________________________

W końcu go skończyłam, zmagam się z nim od tygodnia. Ale jak obiecałam, tak i jest. Mam nadzieję, że sie spodoba. Trochę długi, ale więcej do czytania. Koniec ferii, niestety, ale dla innych sie zaczynają, więc spędźcie je jak najlepiej. Na osłodę nocy. Coś Cudownego .♥

Matt Cardle - What Makes You Beautiful 


czwartek, 17 stycznia 2013

30. ♥


I tak oto dobiega koniec pięknego i słonecznego sierpnia. Jutro, nowe otoczenie, nowi ludzie, nowe miejsce, ale to tylko dodatek do mojego życia. Lecz zanim dobiegnie koniec wakacji został nam jeden dzień na ich dumne zakończenie. Leniwie zaczęłam zbierać rzeczy pakując je z powrotem do torby. Usiadłam obok dawno zgaszonego już ogniska, wiatr delikatnie rozwiewał moje włosy. Patrzyłam przed siebie dokładnie ilustrując w pamięci wczorajszy wieczór, który zapisze się na bardzo długo. Poczułam jak obok mnie uklęknął Harry. 
- Wracamy. – szepnął, powoli wstając. Odruchowo chwyciłam jego wysuniętą dłoń i znalazłam się w stojącej pozycji. Wolnym krokiem ruszyliśmy do reszty pakującej ostatnie już rzeczy do pojazdu. Usiadłam na moim poprzednim miejscu oczekując reszty pasażerów. Po chwili było już słyszeć warkot silnika. Jeszcze poprawka lusterka przez Louisa i możemy ruszać. Czekał nas kilkugodzinny powrót, jednak była jeszcze tak wczesna pora, więc nikt się tym nie przejmował. Powoli mijaliśmy las, zostawiając go za szybami busa. Droga dłużyła się, wydawała się dwa razy dłuższa niż wcześniej już przebyta. Jednak GPS Louisa nie zawiódł i w końcu dotarliśmy do domu. Jako pierwsza wyskoczyłam przez rozsuwane drzwi i szybkim krokiem doszłam do wejścia domu. Jednak kluczyki miała tylko Destiny. Opadłam na murowane schodki, odwracając się do reszty i wpatrując w nich, jak dopiero teraz stawiają stopy na brukowanym chodniku. Jedyną rzeczą o której teraz marzyłam to gorący prysznic i moje miękkie łóżko. Jednak nie dane było mi się tym cieszyć, gdyż już po chwili cała szóstka kierowała się w stronę wejścia. Z uśmiechem zilustrowałam klucze spoczywające na moich dłoniach. Szybkim ruchem otworzyłam zamek i w mgnieniu oka zniknęłam na krętych schodach. Pchnęłam ręką drzwi rozkoszując się widokiem mojego pokoju. Rozsunęłam firankę uchylając drzwi balkonowe, pozwalając wejść czystemu powietrzu. Moim głównym celem nadal pozostawała łazienka i gorący strumień orzeźwiającej wody. Szybko spełniłam pragnienie i  z poczuciem lekkości opadłam na puchową kołdrę. Przeczesałam ręką wilgotne włosy, pozwalając im opaść z powrotem na moje ramiona. Leżałam w swoim puszystym szlafroku rozkoszując się chwilą spokoju. No właśnie, spokoju. Przecież na dole było zbyt spokojnie jak na szóstkę osób. Z pośpiechem założyłam kolorową koszulę w kratkę i szare rurki. Zeszłam po schodach, wychylając się zza ściany i dogłębnie obserwując. Cała szóstka siedziała oparta o sofę i wlepiała swoje oczy w ekran laptopa Destiny, która trzymała go na kolanach, z uśmiechem pokazując coś chłopcom. Postanowiłam zaspokoić moją ciekawość i wkroczyłam do salonu. Jednak nadal byli pochłonięci. Wepchałam się obok Desti, a mój wzrok spoczął na otwartym zdjęciu z wakacji. Dwie, słodkie dziewczynki siedzące na dużym kocu, na plaży w Miami, na rodzinnych wakacjach. Po chwili zdjęcie sie zmieniło i ukazało następne, i tak wielokrotnie.
- Skąd je masz ? – spytałam z ogromnym uśmiechem.
- Już dawno wrzuciłam tu wszystkie, aby móc czasem wspomnieć te czasy. – odrzekła z bananem na twarzy.
- Czemu ja ich nie widziałam. – pomyślałam. – A masz inne ? – spytałam z większą ciekawością.
- Jasne. – odrzekła radośnie otwierając kolejne foldery. Nie obyło się bez komentarzy ze strony podziwiających z zapałem chłopców. Ze śmiechem patrzyłam na każde zdjęcie uśmiechając się na widok wspaniałych, dziecięcych wspomnień. Powoli wstałam udając się do łazienki w celu potrzeby. Wychodząc z niej wpadłam na zielonookiego czatującego pod ich drzwiami.