Z niechęcią otworzyłam oczy i leniwie się przeciągłam. Moje
wyprostowane ręce wylądowały nad głową, która zanurzyła się w miękkiej
poduszce, a ciało spoczęło na lekkim materacu. Chwila przyjemności i powrót do
realności. Ponownie otworzyłam zaspane oczy, które wgapiały się w zielonych
towarzyszy obok. Uśmiechnęłam się, na co ukazały się białe ząbki loczka. Nie
można było oderwać od nich wzroku. Dobrze wiedział, że magnetyzują i
przyciągają jak nic innego. Powoli zbliżały się, wydając z siebie jeszcze
więcej blasku. Jednak to nie one odegrały główną rolę tylko jego wszędzie
wpychalskie ręce, które zaczęły błądzić po moim brzuchu wywołując niepohamowany
śmiech.
- No weź, nie lubie jak mnie łaskoczesz. – mówiłam śmiejąc się w
niebo głosy.
- Naprawdę ? – spytał robiąc jedną ze swoich smutnych minek.
- Jestem zbyt podatna na twoje łaskotki. – dodałam łapiąc jego
dłonie.
- Ale ja lubie cie łaskotać. – dodał uśmiechając się.
- Niestety kochanie, nie działa to w dwie strony. – odrzekłam
robiąc zwycięską minkę.
- Chcesz się przekonać ? – uniósł jedną brew, dalej uśmiechając
się na jego sposób.
- Bo zacznę się ciebie bać.
- Mnie nie musisz. Ja jestem grzeczny. – powiedział rozchylając
nasze splecione dłonie na boki, przybliżając swoją twarz do mojej, łącząc usta
w długim pocałunku. Wtuliłam się w niego, przytulając go ze zdwojoną siłą.
Delikatnie przeczesywał moje włosy, mruczą na swój sposób.
- Przestań. – mówiłam rozbawiona jego dźwięcznym głosem
naśladowcy.
- Wiem, że ci się podoba. – dodał nie przestając swojej poprzedniej
czynności. Rozbawiał mnie w każdym momencie, wtedy kiedy tego potrzebowałam.
Potrafił poprawić humor swoim głosem, wzorkiem, dotykiem, swoją osobą.
- Pora wstawać śpiochu. – szepnęłam mu do ucha, na co jeszcze
bardziej zostałam przytulona.
- Daj mi się sobą nacieszyć. – usłyszałam cichy szept. Więc nie
tylko jego będzie mi brakować, ale także na odwrót. Powoli wstałam, nie
odrywając wzroku od śpiącego już Styles’a. Wypowiedziałam słodkie dobranoc,
stykając usta z jego policzkiem, na co lekko się uśmiechnął. Zeszłam powoli do
reszty, siadając obok blondyna.
- No to koniec wolności. – odezwał się Louis, kierując słowa w
moją stronę.
- Kiedyś musi być. – odrzekłam bez emocji, wpatrując się w
podłogę, tocząc zaciętą walkę z myślami.
- Ej ! słuchasz mnie ? – pomachał mi przed oczami Louis.
- Co ? – powiedziałam patrząc na niego.
- No mówiłem o namiotach. – rzekł ze swym nieskazitelnym
uśmiechem.
- O jakich namiotach ? - spytałam zdezorientowana.
- No w ogóle mnie nie słuchałaś. – dodał ze swoją zawiedzioną miną.
- Jakoś nie mogę się skupić. – rzuciłam. – No więc o co chodzi ? –
spytałam po raz kolejny, uważnie przyglądając sie każdemu.
- No w piątek czyli za 2 dni, chcemy urządzić taki biwak na jakieś
polanie na weekend, z racji że później już takiego nie możemy zrobić. –
wytłumaczyła Destiny.
- Świetny pomysł. – powiedziałam radośnie.
- O to super. Ja poszukam miejsca z Destiny, a wy zajmijcie się
szczegółami. – oznajmił wszystkim Lou, a ja zmierzyłam go wzrokiem.
- A to sam nie dasz rady ? – spytałam z roześmianą buzią wpatrując
się w tą dwójkę.
- We dwoje raźniej. – dodał robiąc słodki uśmiech w stronę mojej
siostry.
- Oooooo. Ależ jesteście słodcy. – dodałam patrzą na dwójkę
wpatrzonych w siebie przyjaciół.
- No wiem. – dodał Louis łapiąc się za kolana i poruszając sie jak
małe dziecko.
- Nie wiem jak ty – powiedziałam do siostry – Ale ja ich
uwielbiam. – posłałam szczery uśmiech w stronę chłopaków. Wszyscy zgodnie
pokiwali głowami i ruszyli na mnie. Patrzyłam na nich z ogromnymi oczami i po
chwili leżałam przygnieciona na kanapie przez boską czwórkę.
- Haha. No widać, że oni ciebie też. – dodała rozbawiona Destiny.
- Ej no, nie ładnie tu tak beze mnie. – powiedział zaspany loczek
schodzący po schodach. – Też chce. – rzucił i wskoczył na przygniatającą mnie
grupę. Po całym pomieszczeniu rozniósł się radosny śmiech Destiny.
- To boli. – syknęłam, jednak dalej się uśmiechając.
- Sami ? Co tam robisz ? – powiedział zaskoczony Harry, jako
pierwszy schodząc ze mnie.
- Jak widać cierpię. – odrzekłam sarkastycznie.
- No złazić mi tu w tej chwili z niej, bo nie będzie mnie miał kto
przytulać. – powiedział oburzony Styles, grożący palcem jak małe dziecko.
- No nie tylko przytulać. – oznajmił rozbawiony Louis stojący już
na własnych nogach.
- Oberwiesz. – krzyknęłam w jego stronę i zaczęłam go gonić po
całym domu. Szczęśliwa reszta podziwiała nasze wybryki, zaciekle komentując.
- Aaaaa ! Ona mnie bije ! – krzyczał jednocześnie się śmiejąc,
dalej uciekając.
- Nie będzie ci tak do śmiechu jak cie złapie. – krzyknęłam.
- No dajcie już spokój. – powiedział poważnie Liam, lecz gdy
zobaczył minę Louisa i moją od razu zmienił zadanie i dalej z resztą głośno się
śmiał.
- No chodź tu do mnie słoneczko. – powiedział szczęśliwy Styles chwytając
mnie i biorąc na ramiona.
- Puść mnie, musi zapłacić. – rzekłam, chcąc się wyrwać.
- Zrobisz to innym razem. – dodał, dają mi całusa i niosąc w
stronę siedzącej reszty.
- Jeszcze pożałujesz. – rzuciłam w stronę idącego dumnie Louisa.
- Już się boję. – oznajmił siadając na swoim wcześniejszym
miejscu. Ponownie siedzieliśmy wszyscy, udoskonalając plan i wyjaśniając go
loczkowi. Mój wzrok zatrzymał się na szczerzącym się Tomlinsonie. Zmrużyłam
oczy nadal na niego patrząc. Zrobił palcami w powietrzu kontury serduszka, na
co ukazał sie mój uśmiech.
- Widzę, że się godzicie. – dodał z uśmiechem Styles.
- Nie na długo. – dodałam.
- No dobra, to mamy wszystko ustalone. – dodał szczęśliwy Payne.
- To super, ja się zwijam, nacieszcie się sobą. – powiedziałam podnosząc
tyłek.
- Nigdzie nie idziesz, zostajesz ze mną. – oznajmił Harry, lokując
mnie na swoich kolanach.
- No to teraz już się stąd nie ruszysz. – odrzekł zabawnie Louis.
- Jeszcze słowa, a nie wiem co ci zrobię. – pisnęłam, na co uniósł
ręce do góry.
- No dobra, koniec tego dogryzania, oglądamy film. – wykrzyknął Horanek
i zmierzył w kierunku plazmy.